Strony

czwartek, 6 grudnia 2012

Alpejskim stylem na 1557m.n.p.m - czyli Pilsko



                 Żadna siła nie była w stanie mnie powstrzymać, przed atakiem na Pilsko.Treningi w mieście tylko potęgują chęć biegu w całkiem innych warunkach pod względem topograficznym, oczywiście urozmaicam sobie bieganie w Krakowie. Jest Las Wolski, są kopce, Skałki Twardowskiego i jeśli się tylko chce, to można potrenować biegi górskie w takich warunkach i to czynię:)Nie wybaczyłbym sobie zapomnieć zabrać Salomonów, jadąc w rodzinne strony na weekend i dlatego wracałem się po nie, na szczęście z parkingu z przed mieszkania, ale kto wie czy z Kalwarii bym nie zawrócił.
         Biegi górskie trenuję amatorsko już trzeci rok, tylko te biegi sprawiają mi największą przyjemność. Gdy wyruszam kilkakrotnie na tą samą trasę, wiecznie coś się dzieje innego, choćby zmiany warunków atmosferycznych, które powodują coraz to inne oblicza rzekomo znanej trasy. Nie mówiąc już o przyrodzie ożywionej, widokach, które to rekompensują nasze zmęczenie, zalet jest wiele a nawet jeszcze więcej. Atmosfera życzliwsza na szlaku, ludzie się uśmiechają, pozdrawiają, podziwiają i nieraz to niedowierzają stojąc "wryci jak w mur". Dowodem na to jest dzisiejszy przykład, ku mojemu zdziwieniu było dużo więcej turystów niż mógłbym się tego spodziewać. Dlaczego takie reakcje turystów?Ponieważ jest nas "niewielu" porównując do biegaczy ulicznych, niewielu ale coraz to więcej z roku na rok. Ludzie widząc, że ktoś wybiega a nie spokojnie podchodzi są zdziwieni i często dopingują. Nie przesadzę jeśli napiszę, że właśnie wtedy w tamtym miejscu i w określonym czasie stajemy się takimi swoistymi bohaterami coś jak z reklamy Leroy Merlin :D
              Wracając do samego biegu, bo o tym chciałem pisać ale troszeczkę wybiłem się z toru. Więc bieg planowałem w godzinach rannych- nie wyszło, dlaczego? Powiecie spać się mu chciało, odpowiem NIE!, powiecie za zimno było ( trzy kreski powyżej zera), odpowiem NIE. Wszystko przez długo utrzymującą się mgłę, bieg to jedno a widoki to drugie, a poza tym poranna mgła zwiastowała słoneczną pogodę i tak też było, nie koniecznie ciepłą ( 9 kresek). Wypatrując z okna Pilsko, zauważyłem, że jest ośnieżone, co niezmiernie mnie to ucieszyło powodując banana na twarzy. Pomyślałem sobie tak! to może być to, wybieg na szczyt w zimowym nastroju. Takich doznań oczekiwałem, myśląc o planach na weekend. Szybkie pakowanie, bukłak zalany Vitargo, batonik Vitargo i mogę ruszać.Im dalej jadąc w kierunku Korbielowa temperatura się obniżała, osiągając 5 kresek na parkingu przed kolejką. 
            Szybka rozgrzewka i ruszyłem...Patrząc na odczyt Garmina, pierwsze 300m i już 160 bpm, takie uroki biegu alpejskiego- czyli cały czas uphill. Później było już tylko gorzej między 175bpm a 190bpm. Parowałem jak jakiś parostatek.W oddali ujrzałem parę turystów schodzących i tu spotkała mnie śmieszna sytuacja, przebiegając obok nich zatrzymali się i kobieta pyta ile jeszcze do parkingu, patrząc na zegarek mówię- 800m. Jej partner stał dosłownie wryty patrząc się na mnie i to na dodatek z otwartymi ustami i wytrzeszczem oczu, oddalając się około 50m, odwróciłem się a on nadal stał, patrząc się na mnie. Nie! to chyba nie przez te getry! Po kilometrze mijam grupkę młodych turystów, którzy chyba sobie strzelili w schronisku grzańca, Ci znowu dopingowali mnie dźwięcznie klaskając. Poczułem motywację przyśpieszając, sytuacja całkiem podobna jak na zawodach. Skierowałem wzrok na Garmina i nie zdziwiłem się, że pracuje na 190bpm. Wysokość około 1100 m.n.p.m. Zaczyna się pokrywa śnieżna, 400 metrów podbiegu i upragnione wypłaszczenie terenu , chwila wyjątkowo krótka gdyż za 100 metrów, jeszcze stromiej.

Obracam się po pierwsza nagrodę, achm piękny widok...

          Od tej pory zaczęły się kłopoty z przyczepnością, co skutkowało większymi stratami energetycznymi. Napieram dalej! oj zaczęły mnie boleć przysłowiowe "krzyża", a to od pozycji w jakiej się ustawia ciało na stromych podbiegach. Wspomniane trudności z przyczepnością zmuszają mnie do biegu krzyżnego, tak zwana przeplatanką- jest lepiej!


            Powyżej wypłaszczenie z którego cykam zdjęcie a tuż za nim ostatni podbieg przed Halą Miziową, który? No właśnie, który zawstydził Byrtka. Błoto!, dużo błota!! zmusiło mnie wręcz do podbiegu na czworakach, co i tak było mierne w skutkach. Buty nie wyrabiały z samo czyszczeniem...


            Po mozolnym wygrzebaniu udało się! Około 1300m.n.p.m zdyszany wbiegam na Halę Miziową, jest to 3 km trasy. Dosłownie! cieszę się jak dziecko 30 sekundową przerwą na zdjęcia i łyk izotonika, po czym odzyskuję na siłach. Tętno spada z 189 na 130bpm


Poniżej widok na Babią Górę.



Kolejny etap trasy na Pilsko



                 Ostatnie spojrzenie na widoki i ruszam dalej, pozostał jeszcze kilometr z "groszem" i około 250 metrów przewyższenia- sporo. Zmęczenie daje się we znaki, mózg przesyła informację- zatrzymaj się na chwilę lub chociaż przejdź do marszu!!! Tak naprawdę od hali Miziowej zaczęła się prawdziwa walka z własnym Ja i ze swoimi słabościami. Wszystko przeciwko mnie- temperatura, podbiegi, co raz to więcej śniegu. Wyglądam pewno jak jakis burak, czapka od szromu i cały czerwony. Przed moimi oczami ukazuje się czarny szlak oraz w oddali po raz pierwszy widzę szczyt Pilska, cóż za demotywator i motywator w jednym!!! Czyżby znów czeka mnie podbieg na czworakach??


                  Pod koniec stromizny odpuszczam!! Przechodzę do marszu z lekkimi mroczkami przed oczami, uważnie stąpając by się nie poślizgnąć i tracąc równowagi runąć w dół. W oddali wyłaniają się dwie kobiety, tak nie może być- próbuję biegnąć,!! Pracuję resztkami swych sił na ich uznanie! Widzę uśmiech! na ich twarzach! cel osiągnięty! Koniec brutalnych podbiegów, zostały ostatnie metry, między kosodrzewiną. Robię w ruchu zdjęcie, jak się okazało rozmazane...Widzę w oddali na końcu ścieżki szczyt a na nim, dwóch turystów patrzących w moją stronę, wmawiam sobie NAPIERAJ!, przecież nie możesz pod koniec przejść do marszu .Tak się stało! Do samego końca napierałem, wbiegając dumny jak paw, że po raz kolejny pokonałem swoje słabości. Cieszę się niesamowitą ciszą i brakiem wiatru. Siadam na kamieniu i o niczym nie myślę... Zajadam batonika:)


PO PROSTU CZUJĘ, ŻE ŻYJĘ!


PODSUMOWANIE:
DYSTANS:4,1 km
PRZEWYŻSZENIE: 800m.
CZAS: 38 minut
ŚREDNIE TĘTNO: 180bpm.
MAX. TĘTNO: 192 bpm.


2 komentarze: